Claude Piron

Dlaczego wierzę w Esperanto?


Wszystko może być poddane obiektywnej, naukowej analizie. Nawet coś zupełnie subiektywnego. Więc także to pytanie. Zauważ, że chociaż przyczyny mojej wiary w Esperanto są osobiste, fakt, że wierzę jest obiektywny. To, że mam taką opinię, a nie inną jest obiektywnym faktem. Jeśli jakiś naukowiec będzie mnie obserwował, stwierdzi moją wiarę. Ten obiektywny fakt proponuję zbadać naukowo i obiektywnie.


Co to znaczy wierzyć w coś? To znaczy, że dla mnie Esperanto jest czymś istniejącym, nie projektem, nie ideą, lecz faktem. Faktem socjalnym, językowym, historycznym. To znaczy też, że nie jestem obojętny wobec tego faktu, przedstawia on dla mnie wartość. Więcej, kiedy mówię, że wierzę w Esperanto, chcę wyrazić wiarę w jego przyszłość, że nie jest to krótkotrwałe, czasowe, powierzchowne wydarzenie w historii języków. To znaczy także, że wierzę w jego wartość, iż jest ono najlepszym rozwiązaniem problemów międzykulturowej komunikacji niż cokolwiek obserwowanego dotąd. Nie mówię, że mam rację. Stwierdzam tylko fakt mojej wiary w Esperanto i uważam język za interesujący (może nie dla was, ale dla mnie tak; jeśli to nie interesuje was, nie obrażę się jeśli wszyscy wyjdziecie)


Dlaczego interesujący? Bo jest czymś specjalnym, odrębnym, rzadkim w naszym społeczeństwie. Ogromna większość ludzi na naszej planecie nie zna Esperanta, albo jeśli słyszała o nim nie wierzy, że jest to coś wartościowego, mogące zmienić świat. Zmienić świat, to też jest część mojej wiary. Wierzę, że Esperanto jest dla ludzkości tak samo ważne, jak wynalezienie pisma. Od kiedy ludzie zaczęli pisać, ludzkość ogromnie się zmieniła. Nie muszę tego tłumaczyć, wszyscy o tym wiedzą. Uważam, że pojawienie się Esperanta jest tak samo ważne. Może zmienić świat. Może się mylę, ale to jest moje głębokie przekonanie.


Teraz przejdźmy do pytania dlaczego? Można opierać się na kilku hipotezach. Przedstawię kilka. Może wierzę w Esperanto, bo jestem naiwny. "Ufny jak dziecko", określa słownik PIV słowo naiwny. Prawda, że jest we mnie coś z dziecka. Bardzo lubię się bawić. Lubię fantazjować, używać wyobraźni. Lubię wierzyć w dobro i piękno, co jest charakterystyczne u dzieci, które nie żyły jeszcze dosyć długo, by się rozczarować. Lubię się zachwycać, dziwić, podziwiać. Kiedy widzę ładny kwiat, albo motyla, kiedy słyszę muzykę, które mnie wzruszają, albo spotykam kogoś, kogo kocham, albo jestem skłonny kochać, mam uczucie tego zdziwienia, podziwu, oczarowania, powodujące we mnie wielkie szczęście, pełne zadowolenie, co podoba mi się. Lubię czekoladę jak dziecko i takie inne sprawy. Może mój stosunek do Esperanta wynika a faktu, że nigdy całkiem nie dorosłem. Pewnie jest trochę prawdy w tej hipotezie.


Może wierzę w Esperanto, bo jestem głupi. Idiota. Może brakuje klepki w mojej głowie jak powiedział Zamenhof. PIV określa "głupi" jako "nieinteligentny". Jest wiele dziedzin, w których nie jestem inteligentny. Za każdym razem, kiedy ktoś tłumaczy mi coś o komputerach, nie rozumiem, albo błędnie rozumuję. Wiele spraw na tym świecie nie rozumiem. Na przykład, dlaczego wielkie firmy koniecznie muszą stale się rozrastać, wchłaniać rywali, restrukturyzować się, zwalniać wielu pracowników, wykorzystywać pozostałych i w rezultacie gorzej funkcjonować. W Szwajcarii dwa największe banki połączyły się i od tej pory źle funkcjonują, gorzej niż uprzednio. Tak, wiele spraw nie rozumiem. Jeżeli na tyle ich mój umysł i zdolność rozumowania są zamknięte, to bez wątpienia nie jestem inteligentny. Może dlatego nie rozumiem, dlaczego Esperanto jest czymś bezwartościowym, bez perspektyw, niewartym rozważania.


Może wierzę w Esperanto, bo nie jestem realistą. To często mówi się mi, a jeżeli wiele ludzi jest tego samego zdania, możliwe, że mają rację, a tylko ja, głupi wyjątek, mylę się. Zaakceptować rzeczywistość, mówią, to zaakceptować, że język angielski zwyciężył, że wszystko na świecie funkcjonuje w języku angielskim i jest ogólna zgodność co do tego. Wystarczy zobaczyć, jako pierwszy obcy język nauczany na świecie jest angielski, w prawie wszystkich krajach z kilkoma wyjątkami jak Szwajcaria. Tego chcą rodzice, rząd, pracodawcy młodej generacji, firmy potrzebujące współpracowników. Istnieje prawdziwa jednomyślność. Albo będziesz miał drugorzędną pozycję w społeczeństwie, albo musisz znać język angielski. Trzeba przyznać, że system ten działa nieźle. Naturalnie nie jest on doskonały, lecz nic nie jest doskonałe na tej planecie. Dobrze wiem, że Esperanto też nie jest doskonałe. Rozsądek wymaga, zaakceptowania niedoskonałości świata. Może rozsądek wymagałby, abym zrezygnował z Esperanta i uznał niezaprzeczalne zwycięstwo języka angielskiego. Ja jednak nadal wierzę w Esperanto. Może dlatego, że jestem uparty, Słownik PIV określa to słowo jako "stanowczo pozostający przy własnej opinii, albo woli mimo przeciwnych sądów".


Jest prawdą, że od kilku dziesięcioleci słyszę wiele rad, że będzie mądrze zrezygnować z Esperanta, trzeźwo popatrzeć na fakty i uwolnić się od utopii, jak to nazywają. Czytałem wiele o Esperanto ze źródeł nieesperanckich, że jest to niepoważna sprawa, że język sztucznie stworzony nie może funkcjonować, że nikt poważny nie zainwestuje energii w naukę języka, którego nie uznaje żadne państwo, nie używa żadna duża firma, albo międzyrządowa instytucja, nawet żadne międzynarodowe stowarzyszenie. Zrozumiałe jest, że ludzie, narody, plemiona, obywatele różnych krajów współżyjący na naszej planecie postanowili nie używać Esperanta. Ktoś, kto odrzuca ten fakt jest nierozsądny, można powiedzieć ślepy mimo, że mam dobre oczy i mogę to widzieć.


Może wierzę w Esperanto, ponieważ jestem szalony. Mówiłem, że nie jestem ślepy, lecz istnieje kategoria ludzi, którzy widzą, lecz widzą rzeczy nieistniejące. To nazywa się halucynacją. Ludzie mający halucynacje są szaleni. Może jestem szalony. Może widzę w Esperanto, w esperantystach coś, co nie istnieje, co jest produktem nieznanych procesów wyobraźni, powstających we mnie. PIV określa to jako utratę rozsądku spowodowaną chorobą umysłową i utratę kontroli nad sobą z powodu pasji. Na ogół szaleńcy nie wiedzą, że są szaleni. Fakt, że nie czuję się szalonym nic nie znaczy. Czy straciłem samokontrolę z powodu pasji? Pewne fakty potwierdzają tę hipotezę. Zgodziłem się przyjść tu i przemawiać do was w tym dziwnym języku. Dlaczego zgodziłem się, a nie powiedziałem, że to jest bezużyteczne, głupie, dziękuję za zaproszenie, ale nie przyjdę, postąpię mądrze. Dlaczego? Bo jak twierdzi słownik rządzi mną pasja. Pasja według PIV to niewyczerpane źródło mądrości to jest żarliwa nieokiełznana miłość.


Faktem jest, że czuje żarliwą, nieokiełznaną miłość do Esperanta. Mój stosunek do niego jest pasją. Kto kocha z pasją, często swoje pragnienia błędnie bierze za rzeczywistość. Może tak jest w moim przypadku, może dlatego jestem nierozsądny. Równie dobrze mógłbym być szalony. Czy więc wierzę w Esperanto, ponieważ jestem naiwny, głupi, nierozsądny, uparty i szalony? Wiele innych cech można by dodać do tej listy i poprzeć je argumentami. Najbardziej interesująca jest ta ostatnia. Szaleńcy przeczą, że są szaleni i mówią, że szaleńcami są inni.


Po dojściu do tego punktu mojej obiektywnej analizy znajduję prawdziwą odpowiedź. Ja wierzę w Esperanto, ponieważ inni ludzie w naszym społeczeństwie, żyjący na naszej planecie, nasi sąsiedzi bliscy i dalecy w większości są naiwni, głupi, nierozsądni, uparci i szaleni. Oni są naiwni, bo bezkrytycznie wierzą jak dzieci w to, co szkoła, media, rządy, potężne firmy itp. bez przerwy powtarzają im, że język angielski zwyciężył i nie ma innej alternatywy. Oni są głupi, bo zgadzają się z tym nie próbując zrozumieć przyczyn, mechanizmów, wpływów, które działają za tym twierdzeniem. Ludzie mądrzy nie przyłączają się w sekundzie do czegoś proponowanego. Kontrolują, próbują innych możliwości, podejrzewają, że chce ich się oszukać, badają gdzie jest prawda, fakty. Tego nie robią w naszym społeczeństwie ludzie mądrzy odnośnie języka komunikacji. Robią głupio i nieinteligentnie. Nie są realistami, bo nie porównują jak działają różne środki używane do przekroczenia barier językowych. Realistą jest człowiek, który rozważa fakty, porównuje je. Porównując jak funkcjonuje międzynarodowe porozumiewanie się według tego, czy używa ono równoczesnego tłumaczenia za pomocą języka angielskiego, albo innych systemów, okazuje się, że Esperanto kosztuje najmniej i jest najbardziej efektywne, najbardziej zadawalające według wszystkich kryteriów. Nie zauważanie tych faktów jest grzechem przeciw rzeczywistości.


Oni są uparci, ponieważ liczni ludzie – np. ja – często uprzedzałem ich o tym, że odmawiają konfrontacji z rzeczywistością, przyjrzenia się faktom, informacji o tym jak funkcjonuje Esperanto w porównaniu z innymi językami. Czy oni słyszą nasze uwagi? Nie! Uparcie odmawiają poddania w wątpliwość swoich racji, sprawdzenia czy jest słuszna, albo czy esperancka jest słuszniejsza. Oni są szaleni, bo mają halucynacje. Halucynacje, że język angielski sprawiedliwie i właściwie rozwiąże wszystkie międzynarodowe językowe problemy. Tymczasem wystarczy otworzyć oczy i uszy aby stwierdzić, że to udaje się tylko w minimalnej części przypadków, w których międzynarodowe porozumienie jest potrzebne. Mają halucynacje o kosztach tego działania i kosztach nauki języka angielskiego. Mają halucynacje o skuteczności nauczania języków w szkole, o historii. Wierzą, że sytuacja, która rozwinęła się do teraz, jest ostateczna, jakby cała historia nie uczyła nas, iż po szczycie sławy następuje upadek, po zwycięstwach następują porażki, po panowaniu utrata władzy. Gdybyście przed 20 laty powiedzieli, że Związek Sowiecki wkrótce rozpadnie się, uważano by was za wariatów. Jednak on rozpadł się. Esperanto, które według licznych przewidujących miało zginąć, dalej istnieje.


Czas, abym kończył. Rozwiązałem zagadkę. Dlaczego wierzę w Esperanto? Bo jestem szalony i jak każdy szalony widzę, że prawdziwymi szaleńcami są inni. To, że Esperanto jest dobrym językiem, że rozwiązuje problemy porozumiewania się tych, którzy go znają o wiele lepiej, równoprawnie, demokratycznie, zadowalająco, bardziej zdrowo psychicznie niż angielski, to jest faktem, nie halucynacją. Wszyscy, którzy zgadzają się to obserwować, stwierdzają to samo. Esperanto jest realnym językiem, przyjaźnie, które mu zawdzięczam są realne, przyjemność, którą mam używając go, tworząc w nim, żartując w nim są realne. Moja miłość, moja pasja do niego są realne i ogromnie mnie zadowalają. Dużo czytam po angielsku, stosunkowo dużo używam go, lubię ten język, ale nie powoduje on drżenia serca, jak Esperanto. Lubię język angielski, ale Esperanto kocham. Wierzę w Esperanto na podstawie wielu lat badania tego problemu. Przeciwnie, między ludźmi przywołującymi mnie do rezygnacji z Esperanta, nikt nie studiował zagadnienia. Dlatego uparcie pozostanę w mojej wierze.


Jakkolwiek racjonalni próbują być ludzie, ich najgłębsza motywacja wypływa z uczuć, z emocji, a wielką różnicą między językiem angielskim, a Esperanto jest to, że Esperanto wzrusza serce, angielski nie.


Claude Piron – revuo "Esperanto" – marto 2002
Tłumaczenie: Danuta Kowalska