Dobry język
Wprowadzenie
O dobrym języku będziemy gawędzić, jeżeli się zgadzasz. "Dobry w jakim znaczeniu?"- zapytasz niewątpliwie, świadomy wielu znaczeń tego słowa. "W każdym", odpowiem. Właśnie to cenię w tym języku, że jest dobry dla mnie w tylu możliwościach.
— Jest dobry w sensie "smaku". Czerpię z niego rozkosz porównywalną z przyjemnością, którą daje dobre jedzenie, albo aromatyczne wino.
— Dobry, jak dobra muzyka miła dla uszu, melodyjna, dająca radość prostą harmonią dźwięków.
— Dobry, jak się mówi o dobrym, trafnym dowcipie.
— Dobry, jak dobra okazja. Jeżeli pragnąłeś mieć książkę, której nakład jest już wyczerpany i okazyjnie znalazłeś ją w antykwariacie. Nie jest ona doskonała; trochę poplamiona, z jedną lub dwiema naderwanymi kartkami, ale tania i stanowiącą dla ciebie skarb. Podobnie język Esperanto można odczuwać jako skarb: na pewno nie jako doskonałość, lecz jako dobro. Jako doskonałość byłby mniej ludzki. Ważne, że zadawala on, bo odpowiada na tęsknotę. Wielu odczuwa ten język jako znalezioną dobrą rzecz.
— Moralnie dobry, ponieważ uwzględnia "maluczkich" nie należących do prestiżowych kultur, lub uprzywilejowanej klasy społecznej. Daje to do myślenia, kiedy widzi się jak ważne osobistości nie mogą porozumieć się, kaleczą obcy język, albo wstydliwie posługują się tłumaczami, mimo swych długich studiów. Jednak osoby te mają władzę i przywilej, aby nie oszczędzać na tłumaczach. Tymczasem u nas najzwyklejsi ludzie, bez pieniędzy, bez dyplomów, posługują się Esperantem jak własnym językiem. Tak, to moralnie dobry język, ponieważ okazał się bardziej sprawiedliwy niż jakakolwiek inna metoda międzykulturowego porozumienia.
— Psychologicznie dobry. Jest jakby modelem psychicznego zdrowia. Większość języków nie jest zbyt konsekwentna, ani liberalna. Nasz dobry język jest spójny w najwyższym stopniu i pozostawia nam więcej wolnego wyboru w sposobie wyrażania się niż jakikolwiek inny język. Jest bardzo rygorystyczny, wymaga dyscypliny (np. odnośnie końcówki –n) ale w ramach tego rygoru ile wolności nam pozostawia! W którym języku jest tyle możliwości wyboru? Niezmienne znaczenie końcówek odciąża umysł i stymuluje twórczość. Umożliwia spontaniczny rozwój, jakiego nie ma w innych językach. Kto potrafi tak pięknie połączyć rygor z wolnością, myśl z uczuciem, ten jest psychicznie zdrowy i godny zazdrości.
Dobry w znaczeniu dobrego serca. Pomocny, jak dobry przyjaciel. Ile problemów pomaga rozwiązywać podróżnym! Ile radości daje poruszając serca tym samym rytmem, tworząc okazje w których odnajdujemy się kulturowo z innymi, głównie by się przyjaźnić według pięknej, głęboko ludzkiej zasady Rogera Bernarda. Jak dobrze czujemy się gawędząc za jego pomocą. Czujemy głęboką wdzięczność myśląc o tej stronie jego dobroci. On stymuluje dobre uczucia powodujące, że życie jest bogatsze. On promieniuje dobrocią.
Dobry język w przeciwieństwie do złego użytkowania go. Co znaczy złe użytkowanie języka? Mówimy, że ten, albo tamten dobrze mówi, czy pisze, inny źle. Coś musi być prawdziwego w tej opinii, nawet jeśli twierdzący to nie jest doświadczonym esperantystą i nie potrafi wytłumaczyć dlaczego tak uważa. Tak, lepszy i gorszy język istnieje, ale co to jest dobry język?
Moimi przemyśleniami o tym dobrym języku – w różnych znaczeniach tego słowa – chciałbym się z wami podzielić. Kiedy będę wyrażał opinie, z którymi inni nie zgadzają się, pamiętajcie, że to będą moje odczucia, wnioski mojego myślenia, nie "prawda", którą chcę narzucić, bojąc się, że jeśli nie będzie się jej przestrzegać Esperanto zginie.
Wierzę w zdrowy rozsądek naszej społeczności. Esperanto jak każdy żyjący język przedstawia pewne różnice; ponieważ odzwierciedla rywalizujące koncepcje o istocie światowego środka porozumiewania się. Może dwie jego formy będą współistnieć tak jak brytyjski i amerykański język, ale bardziej prawdopodobne jest, że historyczna ewolucja wybierze jedną formę. Ja uważam, że żaden autorytet nie rozstrzygnie tego. Nieświadomie zdecydują użytkownicy, wybierając między potrzebami i możliwościami, między pięknem i zrozumiałością. Instynktownie znajdą co najbardziej odpowiada wszystkim w rozwoju języka. Tak przecież rozwija się język.Chociaż liczni jeszcze tego nie zauważyli, Esperanto nie jest już projektem; jest językiem.
O tym wszystkim pragnę rozmawiać, lecz najpierw wytłumaczę dlaczego.
Trochę o przyczynach dlaczego to piszę
Z wielu stron proszono mnie, abym napisał broszurę wyjaśniającą moje stanowisko o Esperanto dokładniej niż w kilku moich opublikowanych artykułach. Robię to tym chętniej, gdyż otrzymuję wiele pytań ustnych i listownych dotyczących różnych punktów dotyczących języka. Często żałowałem, że odpowiedzi nie są publikowane, bo mimo, że subiektywne, mogą zainteresować więcej niż jedną osobę.
Użyłem słowa subiektywny. Chciałbym być obiektywny, lecz od dziesięcioleci obserwuję dyskusje o językach w najróżniejszych sytuacjach i zawsze stwierdzam, że obiektywizm okazuje się niemożliwy. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że język jest ściśle związany ze świadomością o nas samych, o naszej tożsamości, z tymi, którzy uczyli nas mówić (najczęściej matka), że nasz stosunek do języka jest czymś więcej niż intelektualnym sądem. Nawet, jeżeli sami tego nie zauważamy. Jest on związany z prymitywnymi odczuciami i emocjami znajdującymi się głęboko w nas, które bez naszej wiedzy natychmiast włączają się przy wzmiance o języku. Dlatego dyskusja o języku ekscytuje nas bardziej, niż usprawedliwia to sytuacja.
— Spróbuję być obiektywny, lecz z pełną świadomością, że nie uda mi się. Abyś mógł czytelniku obserwować moje rozważania z największym dystansem – byś mógł sądzić, pozostając wolnym od mojego wpływu - wytłumaczę źródła mojego językowego subiektywizmu. Lepiej rozumiejąc jak i dlaczego ja doszedłem do tych wniosków, możesz właściwie określić w jaki stopniu to dotyczy i ciebie. Wybacz , że się przedstawiam, ale to wydaje mi się konieczne, aby wszystko było jasne między nami. Jeżeli ta historia nie interesuje cię, przejdź od razu do rozdziału drugiego.
Dziwny esperantyzm
Moje zainteresowanie językami rozpoczęło się w młodości od odkrycia Esperanta. Zdarzyło się tak. Kiedy miałem 9 lat trafiłem na wielojęzyczny druczek z lat 1939-40 dodawany do filmów produkowanych przez firmę Gevaert. Jego pierwsza strona zaczynała się słowem Senpaga. To słowo zahipnotyzowało mnie. Było niepodobne do tłumaczeń w innych językach. Błyskawicznie je zrozumiałem. W moim miejscowym dialekcie "se" znaczy - bez, a "paji"znaczy - płacić. To, że w tym języku z dziwną nazwą nie mówiącą nic o kraju i narodzie, można wyrazić jednym słowem dwie idee "bez" i "płacić" było bardziej niż dziwne, było godne podziwu. W tej sekundzie pokochałem ten język i zdecydowałem, że go poznam.
Dwa lata daremnie szukałem możliwości nauczenia się tego cudownego języka. W dużym francuskim słowniku Larousse znalazłem krótkie wyjaśnienie o funkcji końcówek i za ich pomocą analizowałem druczek Gevaerta z coraz większym podziwem, ale i smutkiem, że nie mogę nauczyć się więcej. Jeden z moich wujków był esperantystą i miał książki, ale mieszkał daleko i o jego przynależności do ruchu esperanckiego dowiedziałem się po wielu latach. Pomógł mi przypadek. Na jakimś strychu, mój przyjaciel znalazł stary zbiór gazet z lat 20-tych. W każdym egzemplarzu znajdowała się lekcja Esperanta. Zachłannie zacząłem się uczyć. Po trzech miesiącach skończyłem ostatni tekst, który dobrze rozumiałem Mimo, że nie używałem języka czynnie, miałem uczucie, że znam go.. Była to dziecinna reakcja. Fakt, że przerobiłem ostatnią lekcję znaczył dla mnie, że moja nauka jest kompletna.
W jakimś sensie okazała się kompletna. Mogłem wyrazić w tym języku wszystko. Znałem ograniczoną ilość rdzeni, ale możliwość kombinacji była tak szeroka, że nie musiałem bardzo trudzić się, aby znaleźć rozwiązanie na wyrażenie myśli. Obfitość systemu słowotwórczego była dla mnie darem budzącym wdzięczność i nieporównywalną radość. W tym czasie nie wiedziałem, że istnieją esperantyści. Dorośli, których pytałem o dzieło Zamenhofa odpowiadali, że był to projekt, który przepadł, albo rodzaj eksperymentu językowego, którym to językiem nikt nigdy nie mówił. Nie było to ważne. Tak ukochałem ten język, że najczęściej myślałem w nim. Kiedy byłem sam, mówiłem głośno, aby cieszyć się jego dźwiękami i stwierdzać jak zadziwiająco trafnie i spontanicznie słowa tworzą się we mnie. Nie szukałem tych słów, Wyrażałem tylko myśl i ze zdziwieniem zauważałem nową kombinację słów. Z każdym dniem rósł mój podziw dla tego języka. Pisałem w nim pamiętnik, piosenki i wiersze.
Po jakimś czasie mój brat nauczył się Esperanta, a ponieważ przez rok mieszkaliśmy rozdzieleni, język ten w listach stał się dla nas tajnym szyfrem, perfekcyjnie użytecznym. Kiedy miałem 15 lat przypadkowo poznałem esperancki świat. Bardzo cieszyłem się, że ja i mój brat nie jesteśmy sami, że także inni ludzie podziwiają język Zamenhofa i używają go. Niestety, pierwsze spotkanie było katastrofą. Bardzo rozczarowałem się. Tego urazu, który przeżyłem wtedy nigdy się nie pozbyłem. Francuskojęzyczni esperantyści nie mówili płynnie, liczni bełkotali z powodu słabej znajomości języka, strasznie akcentowali ostatnią sylabę, rozmaite słowa z innych języków, głównie francuskiego maskowali za pomocą esperanckich końcówek.
— Może zdarzyło ci się kiedyś, że w starym mieście był plac, który bardzo lubiłeś. Zaprojektowali go dawno temu najbardziej utalentowani ludzie. Kiedy wracasz po długiej nieobecności i cieszysz się, że go znowu zobaczysz – wszystko jest popsute. Zniszczono harmonię tego miejsca.. Zniknęły stare lipy okalające go i wydzielające miły zapach. Stoi teraz wysoka modna budowla psująca cały charakter miejsca. Usunięto starożytną fontannę, by zrobić miejsce dla aut. Wielokrotnie zepsuto coś drogiego twojemu sercu. Świętokradztwo!- mówisz z żalem.
— Takie uczucie miałem spotykając pierwszych esperantystów. Oni zepsuli wszystko, co było dla mnie święte. Nie byli świadomi piękna tego języka. Prawdopodobnie nie mieli pojęcia o możliwościach tego genialnego systemu. Nie mieli żadnej idei. Tak skomplikowali język, że nie potrafili mówić nim płynnie. Czułem się zdradzony.
— W tym samym czasie dowiedziałem sie, że Esperanto jest używane na świecie. Tak, nawet w Japonii, Chinach, we Wschodniej Europie, nawet w Południowej Ameryce. Być samotnym z moim bogatym, płynnym językiem, ale z podstawowym zakresem słów, byłoby głupotą. By mieć kontakty z rezygnacją zmieniłem trochę mój język. Wkrótce korespondowałem z esperantystami z różnych krajów, między innymi z chłopcami w moim wieku ze Wschodniej Azji, z którymi wymieniałem najbardziej interesujące listy.. Tu niespodzianka, ich listy chociaż nie zupełnie poprawne gramatycznie, pisane były tym samym językiem, który ja z bratem praktykowałem przez trzy lata. Mogliśmy poruszać wszystkie tematy i doskonale się rozumieliśmy. Przesyłaliśmy sobie żarty, poezje, nie potrzebując do tego grubych słowników.Z przyjemnością odnalazłem dobry język, który tak kochałem.
Trzy dodatkowe uzupełnienia
— Do tej historii muszę dodać trzy fakty, aby wytłumaczyć, dlaczego wolę kombinacje podstawowych elementów słownictwa, kiedy to jest możliwe, by wyrazić odpowiednią ideę, niż zastosować słowa z języka narodowego.
— Po pierwsze, mój chiński korespondent zaznajomił mnie ze swoim językiem, którego potem uczyłem się i po wielu latach otrzymałem dyplom. Zauważyłem, że kombinacje elementów nie są moją fantazją, lecz istnieją języki, w których jest to normą bogacenia słownictwa. Szokowała mnie myśl o niesprawiedliwości. Kiedy ja Europejczyk pierwszy raz w życiu spotykam w chińskim tekście słowa "helikopter, teolog" od razu je rozumiem mimo chińskiego wyglądu. Tymczasem Chińczyk uczący się Esperanta musi domyślać się z sensu zdania, albo szukać w słowniku, albo nie rozumie go. Jeszcze teraz ta nierówność jest boleśnie odczuwana. Dlaczego mój język jest dla niego trudny, a jego język pomaga mi?
— Drugi ważny czynnik, to to, że zostałem tłumaczem w Narodach Zjednoczonych. Zawodowy tłumacz nie ma prawa fabrykować dowolnie słów. Jego zadaniem jest przejść do innego systemu językowego, z własnymi brakami i ograniczeniami i przekazać myśli wyrażone w innym systemie. W UN tłumaczyliśmy głównie z języka angielskiego. W języku tym istnieje ogromna ilość słów, które nie mają tego samego znaczenia w języku francuskim. Za każdym razem tłumacz musi wymyślić coś wyrażającego ideę, bo nie dysponuje odpowiednikiem francuskim. Jeżeli tłumacz chce zachować stanowisko, musi przestrzegać zasady: "muszę dostosować się do języka, nie język do mnie". W UN przeżyłem w stosunku do języka francuskiego coś podobnego jak wtedy, jako dwunastolatek do Esperanta. Systemu nie mogę zmienić, muszę znaleźć rozwiązanie wyrażania pojęć w ramach tego systemu. Tylko taka dyscyplina według mnie umożliwia w pełni odkrycie bogactwa, które każdy język zawiera w sobie.
— Trzeci czynnik. Po skończeniu pracy tłumacza stałem się uszczęśliwiaczem. To słowo jest dobrym przykładem rozwiązywania problemu wyrażania myśli. Nigdy nie wiedziałem jak nazwać mój zawód po francusku. Oficialnie jestem psychoanalitykiem i psychoterapeutą. Psychoanaliza zawiera teorie i praktyki, których nie aprobuję i nie używam. Terapeuta leczy chorych, a ludzie przychodzący do mnie nie są chorzy. Ja pomagam im ( albo próbuję pomóc) by stali się bardziej szczęśliwi. Esperanto ma na to jeden wyraz "plifeliĉigisto", po francusku mogę to wyrazić tylko długim zdaniem.
Ludzie przychodzą do mnie opowiadać o swoim życiu, problemach, uczuciach, snach i marzeniach. Dyskutują osensie życia, trudnościach w ocenie polityki, realiów socjalnych i ekonomicznych. Opowiadają o swojej religii, problemach z seksem. Rozmawiają o wszystkim. Niektórzy, głównie intelektualiści - początkowo mówią zawiłym językiem. Kiedy wytworzy się zaufanie między nami, im bardziej zgłębiamy psychikę, tym bardziej zasób słów staje się prosty. Dlaczego?.. Prawdopodobnie to wystarcza i okazuje się skuteczniejsze. Z mego doświadczenia wynika, że wtedy kontakt jest lepszy, a prosty język wyrażający subtelności zawiłych faktów i uczuć jest bardziej skuteczny. Może zawiłe wysławianie się jest maską i zrzucenie jej powoduje otwarcie się i zbliżenie do prawdy i rzeczywistości. Prawda działa uzdrawiająco. Wiem z codziennego doświadczenia, że najprostsza mowa umożliwia porozumienie na najwyższym poziomie. Ten cud zawdzięczamy nieskończonym możliwościom kombinacji. Siedem nut gamy umożliwia stworzenie zadziwiających symfonii, dwadzieścia kilka liter alfabetu tak samo wyraża głębokie myśli jak skomplikowany wielotysięczny system hieroglifów.
Francuzi i ja
W tej książce wielokrotnie omówię francuskie zwyczaje, francuski sposób myślenia i edukacji, francuski wpływ na Esperanto. Najczęściej krytycznie. Na pewno jest to sprawa, wobec której nie mogę być obiektywny. Mam nadzieję, że francuscy czytelnicy zrozumieją moją stronniczość i obronią się przed moimi stwierdzeniami, które może są przesadzone.
— Przez piętnaście lat mego życia znajdowałem się w niewygodnej sytuacji, będąc niefrancuskim obywatelem, francuskojęzycznym, między Francuzami, którzy w większości pochodzili z Paryża. Współżycie z francuską inteligencją mieszkającą poza Francją było bardzo trudne. Bardzo często pokazywali oni swoją wyższość, do czego moje poprzednie życie nie przygotowało mnie. Początkowo nie wiedziałem jak na to reagować. Ukrytym przesłaniem ich wypowiedzi było: "Jak możesz być tym czym jesteś, będąc taki inny niż my?". Często ranili mnie. Często w mojej obecności upokarzali innych, których jedyną winą było, że nie są Francuzami, nie skończyli francuskich szkół, a więc mają niewybaczalne braki kulturowe. Kierowali się przesądami, a mój brak zgody na taki sposób myślenia drażnił ich.
Teraz jestem świadomy, że środowisko to nie było zdrowe psychicznie i byłoby błędem sądzić tak o wszystkich Francuzach. Jednak ilość i częstość ataków zostawiły na mnie ślad. Może krytyka języka francuskiego i stosunku Francuzów do Esperanta są spowodowane tymi przykrymi przeżyciami. Ze wstydem przyznaję, że nie potrafię być obiektywny. Chciałbym, ale... Nie wymagaj, aby pies stale dręczony przez dzieci nie szczekał, kiedy idzie najlepsze dziecko, kochające psy.
Muszę zaznaczyć, że takiego postępowania prawie nigdy nie spotkałem u francuskich esperantystów. To nasuwa przypuszczenie, że Esperanto odcina się od podłych narodowych zwyczajów, albo że angażują się tam ludzie, którzy tego nie aprobują.
Czy zmęczyłem cię moją osobistą historią? To przepraszam. Wierzę, że prawda pomaga rozwiązać problemy. Koniecznie musiałem opowiedzieć prawdę o sobie. Teraz wiesz, co jest zródłem mojej stronniczości. i twój sąd będzie bardziej niezależny.
Dobry język — jak jest odczuwany przez ludzi
Dlaczego Esperanto nadal istnieje, chociaż historycznie miało więcej szans na to by umrzeć niż żyć? Dlatego, że stale przychodzili do ruchu i przychodzą ludzie, którzy kochają ten język, podziwiają go i poświęcają na jego rozwój gigantyczną energię. Należy zapytać co w tym języku tak przyciąga? Jestem przekonany, że głównie bogactwo systemu. Najprostsze środki tworzą niewiarygodnie dużą moc wyrazu. Język od razu jest odczuwany jako bogaty. Po kilku lekcjach uczący się doświadczają czegoś nieoczekiwanego i entuzjastycznego: rozumieją, mogą tworzyć piękne, zabawne, trafne wyrażenia, czego nie potrafili by tak szybko w innym języku. Poza tym czują się szanowani. Inne obce języki pełne są arbitralnych reguł, jakby stworzonych przez kapryśnego dyktatora, sadystycznie wymyślonych, by czcić jego potęgę. Nic takiego nie spotyka się w Esperanto.
Najpewniejszą metodą pokazania swej władzy jest zmuszenie podwładnego do robienia rzeczy bezsensownych. Podwładny robi to, bo nie może uciec. Jeśli władca zmusza niewolnika, żeby czołgał się i lizał jego nogi, to przekazuje jemu i otoczeniu: "Patrzcie jaki jestem potężny!". Niewolnik nienawidzi władcy, inni czują strach i nienawiść, nikt nie może się przeciwstawić, a władca stosuje przemoc.
Kiedy rozmawiam po angielsku, muszę słuchać arbitralnych kaprysów językowego dyktatora. Anglojęzyczne narody zmuszają mnie do bezsensownych reguł językowych, które nie wnoszą nic do łatwego porozumiewania, tylko powodują duże nierówności między nami. Ludzie nie mają odwagi przeciwstawić się tym absurdom i poddają się im jak ten niewolnik liżący stopy władcy na jego rozkaz. Nie dotyczy to tylko języka angielskiego. Każdy etniczny język jest zbudowany podobnie. Osoby uczące się Esperanta czują w nim szacunek do siebie. Zamiast mnożyć trudności, przeszkody, upokarzać, on na wszystkie sposoby ułatwia naukę. Esperanto zachęca do myślenia, a nie do uczenia się na pamięć. Jest to bardzo ważne, bo wiara w inteligencję innych jest szacunkiem i poważaniem, nie zmuszanie do pamiętania.
Pamięć mają zwierzęta. Inteligencję mają ludzie. Dlatego wierzę, że fenomen języka Esperanto przewyższa sprawy językowe. Jest to odwrócenie socjalnych, politycznych i ludzkich stosunków, zadowalające praktycznie i moralnie. Przesłaniem Esperanta jest, że dobre postępowanie oparte jest nie na autorytecie, ale na konsekwentnym stosowaniu dobrowolnie przyjętych reguł. Jeśli to rozumiesz, nie będziesz się dziwił, dlaczego Esperanto wywołuje tak ostry opór. Nasz dobry język atakuje tysiącletnie zwyczaje i budzi obawę zmian.
Człowiek ma skłonność do przeciwstawiania się własnemu dobru
Społeczeństwo potrzebuje czasu, aby przyzwyczaić się do radykalnych zmian. Wywołują one strach. Kiedy jedni entuzjastycznie przyjmują nowość, inni ze wszystkich sił hamują postęp. Jeśli masz wątpliwości, przestudiuj historię partii komunistycznych, albo reakcje na Drugi Sobór Watykański kościoła katolickiego, także opór przeciw wynalezieniu fotografii, kolei, elektryczności na wsi. Nawet system metryczny tak łatwy w porównaniu z innymi, jeszcze dziś nie jest przyjęty na całym świecie.
Najlepszym przykładem tego oporu przeciw własnemu dobru jest system cyfr arabskich (wymyślili go Hindusi, Arabowie rozpowszechnili w Europie)Trwało to dwa wieki, aby zastąpiono nim cyfry rzymskie, którymi potrafili posługiwać się tylko matematycy. Cyframi arabskimi zaczęli się posługiwać zwykli ludzie, nawet dzieci. Był to demokratyczny postęp, a zwyciężył po długim i stanowczym oporze. Stosunek jaki był do systemu cyfr arabskich jest podobny jak do języka Esperanto. W obu jest pełna konsekwencja, minimum podstawowych elementów, uruchamianie intelektu, w przeciwieństwie do systemu nieuporządkowanego, który wymaga większego wysiłku i opiera się na pamięci.
Długookresowe, społeczno-historyczne czynniki
Ludzkość potrzebuje swoich bohaterów i geniuszy. By zaspokoić tę potrzebę przypisuje wynalazek jednemu, określonemu człowiekowi, jakby przed tym wydarzeniem nie było nic, a po przyjściu geniusza świat się zmienił. Prawda nie jest taka prosta. Odkrycia zdarzają sie w różnych miejscach prawie w tym samym czasie, ponieważ przeważnie są fenomenem społeczno-historycznym. Ukazują się, kiedy warunki dla nich są odpowiednie. Nie umniejszam roli wybitnych jednostek. Ich osobowość, praca, wytrwałość są bardzo ważne w nowym odkryciu. Nie można jednak oddzielić ich od społecznych i historycznych sił, które ich inspirują.
Odnosi się to w pełni do języka międzynarodowego. Zjawił sie, kiedy historia tego wymagała, kiedy społeczne warunki były na to gotowe.. Gdyby nie było Zamenhofa, pewnie byłby ktoś inny, może po jednym, lub dwóch wiekach, może wtedy, który zaprezentował by dzieło podobne, chociaż forma była by inna.
Zamenhof nie rozpoczął od niczego. Odpowiedział na tęsknotę. W tamtym czasie część ludzkości bardzo pragnęła porozumiewać się łatwym, demokratycznym środkiem. Może to pragnienie nie było świadome, ale język Esperanto nigdy by nie odniósł sukcesu, gdyby nie był odpowiedzią na oczekiwanie. To pragnienie spowodowały zmiany, o których my w końcu 20-go wieku zapominamy. W latach 1830-1870 świat zmienił sie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Powszechne nauczanie nauczyło ludzi czytać. Pojawiły się gazety przybliżające świat ludziom dotychczas trzymanym od niego z daleka przez wieki. Koleje pokryły ziemię umożliwiając podróże i kontakty. U robotników powstała świadomość własnej godności i chęć poznania kultury. Rozpowszechniło się pragnienie poznawania i kontaktowania z innymi.
Ta część ludzkości z aspiracjami była niewidoczną matką pragnącą urodzić. Była ziemią, bez której nasienie nie mogło rozwinąć się. Zamenhof rzucił nasienie, ziemia je przyjęła, chroniła, żywiła, aż Esperanto stało się stabilnym, istniejącym językiem, niezależnym już od jednostek. Prawdziwym językiem. Nawet teraz, gdyby umarli wszyscy esperantyści, język nie zginie. Znajduje się on w licznych bibliotekach. Jest bardzo dużo ludzi interesujących się językami, międzynarodową komunikacją. Jakiś student, albo badacz historii, czy dziennikarz odnajdą to nadzwyczajne zjawisko i ożywią je. Z powodu jego wartości przetrwa, jest to przecież dobry język.
Francuski system edukacyjny wpływa na pojmowanie logiki języka
Francuski sposób myślenia miał duży wpływ na język Esperanto. Nie przypadkowo pierwszy kongres Esperanto odbył się we Francji, a drugi we francusko-języcznym mieście. Francuzi licznie reprezentowali Akademię Esperanta. Redaktorzy największych słowników PV, PIV i gramatyki PAG są Francuzami. Nauczanie we francuskiej szkole wymaga na każde pojęcie precyzyjnej nazwy "właściwego terminu".W ich podświadomości tkwi przekonanie, że spontaniczna nazwa nie jest właściwa, bo brzmi zbyt zwyczajnie.
Ten system wniósł do Esperanta obce elementy, których nie było na początku, powiększając ilość rdzeni wyrazowych. Brak wiary w intuicję i siłę kombinacji było niezrozumieniem ducha naszego języka. Chcieli, by każde słowo francuskie miało odpowiednik esperancki. Strach przed rezygnacją z części zasobów ich języka w języku międzynarodowym, spowodował, że wiele niepotrzebnych form znalazło się w Esperanto. Nie rozumieli, że koniecznie trzeba z nich zrezygnować, aby język był naprawdę międzynarodowy.
...Jeżeli ta książeczka pomoże Francuzom zrozumieć, że Esperanto wymaga rezygnacji z kilku etnicznych językowych zwyczajów na rzecz ogólnego dobra, że byłoby bardzo niesprawiedliwie, aby zawsze te same narody musiały ustępować i zawsze te same narody będą dyktować, moja praca będzie zrekompensowana.
Tłumaczenie: Danuta Kowalska
Fragmenty książki